Środek nocy a ja biegam jak oszołom po
mieście. Zastanawiałam się nad ostatnimi zdarzeniami, próbując
odpowiedzieć na dręczące pytania: czy to wszystko nie jest jednym
wielkim kłamstwem? Czy może będzie tak jak kiedyś: najlepszy przyjaciel
"wbije mi nóż w plecy"? I czy Jack na prawdę chce spędzać czas z
najbardziej wnerwiającą kotką świata? Czy tak na prawdę tylko udaje?
Takie pytania nie dają mi spokoju odkąd jestem w stadzie. Szwendałam
się dość długo. Przycupnęłam na środku ławki tak, żeby nikt na niej nie
siadał, i obserwowałam wschód słońca.

Później pojawili się pierwsi ludzie wychodzący do pracy, i inne mało interesujące istoty. Z "tajfunu myślowego" wyrwała mnie pętla, zaciśnięta na mojej szyi.

Energicznym ruchem odwróciłam się i zobaczyłam hycla... (Tum tum tum!!!*) Mężczyzna szarpnął kijem i spadłam z ławki w prost do transporterki. Z transporterki do klatki w aucie.

Ech... całe życie zrujnowane... schronisko... myślałam, że już tam nie wrócę... (Chlip chlip**) Hycel zamknął dzrwiczki i wsiadł za kierownice. Podczas jazdy zaczęłam szamotać się. Auto nagle zatrzymało się a kierowca założył mi obrożę z mikro chipem, dzięki któremu wiedział gdzie jestem. Facet wrócił do auta i ruszył. W kącie zwinęłam się w kłębek i rozmyślałam. Usłyszałam jakiś łoskot. Okazało się, że drzwiczki nie są zamknięte! Tak!!! Uradowana pacnęłam łapą klape i wychyliłam się. Zobaczyłam, że schronisko jest już za zakrętem i jeśli teraz nie wyskoczę już się nie uratuję. Bez większego zastanowienia wyskoczyłam. Na szczęście w mieście jest ograniczenie prędkości więc hycel nie jechał bardzo szybko. Upadłam na ziemię i poturlałam się do rowu. Na moje nieszczęście było tam pełno śmieci i czymś pocharatałam sobie przednią łapę. Po upadku strasznie bolała mnie głowa, ale nie zważałam na to, musiałam uciec z tego miejsca. Delikatnie kuśtykając biegłam przed siebie.
<Ktoś dokończy? Prosiłabym po 10 do szybkości i sprytu ^.^ Miliony obrazków atakują!!!>
*powiew grozy
**smutek (tak, tak nie mogłam się powstrzymać *w*)

Później pojawili się pierwsi ludzie wychodzący do pracy, i inne mało interesujące istoty. Z "tajfunu myślowego" wyrwała mnie pętla, zaciśnięta na mojej szyi.

Energicznym ruchem odwróciłam się i zobaczyłam hycla... (Tum tum tum!!!*) Mężczyzna szarpnął kijem i spadłam z ławki w prost do transporterki. Z transporterki do klatki w aucie.

Ech... całe życie zrujnowane... schronisko... myślałam, że już tam nie wrócę... (Chlip chlip**) Hycel zamknął dzrwiczki i wsiadł za kierownice. Podczas jazdy zaczęłam szamotać się. Auto nagle zatrzymało się a kierowca założył mi obrożę z mikro chipem, dzięki któremu wiedział gdzie jestem. Facet wrócił do auta i ruszył. W kącie zwinęłam się w kłębek i rozmyślałam. Usłyszałam jakiś łoskot. Okazało się, że drzwiczki nie są zamknięte! Tak!!! Uradowana pacnęłam łapą klape i wychyliłam się. Zobaczyłam, że schronisko jest już za zakrętem i jeśli teraz nie wyskoczę już się nie uratuję. Bez większego zastanowienia wyskoczyłam. Na szczęście w mieście jest ograniczenie prędkości więc hycel nie jechał bardzo szybko. Upadłam na ziemię i poturlałam się do rowu. Na moje nieszczęście było tam pełno śmieci i czymś pocharatałam sobie przednią łapę. Po upadku strasznie bolała mnie głowa, ale nie zważałam na to, musiałam uciec z tego miejsca. Delikatnie kuśtykając biegłam przed siebie.
<Ktoś dokończy? Prosiłabym po 10 do szybkości i sprytu ^.^ Miliony obrazków atakują!!!>
*powiew grozy
**smutek (tak, tak nie mogłam się powstrzymać *w*)
Bardzo ładny quest ( nie dodałam go wcześniej, ponieważ byłam na feriach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz