Kocica odeszła zostawiając mnie pod szopą. Pokręciłem pyszczkiem.
- Oj Jack - westchnąłem - Uciekła ci.
Z uśmiechem wziąłem w pysk prezent, który dostałem i wlazłem na drzewo. Tam zasnąłem.
~Następnego dnia
Gdy sie obudziłem na dole było pusto. Z szamponem zlazłem na ziemię. Rozejrzałem się dookoła w nadziei, że zobaczę Shadow. Kocicy jednak nie było. Rozprostowałem się i ruszyłem naprzód.
Po drodze rzucałem sie na zaspy, tarzałem w nich i taplałem. Tak, ze po chwili byłem cały mokry. Po chwili znalazłem się w lesie. Panowała tam okropna cisza. Ganiałem więc wiewiórki i ptaki. Bawiłem sie dość dobrze, choć brakowało mi towarzystwa. Dziwne, ale gdy myślałem o towarzystwie przed oczami stawała mi Shed. Jej zadziorny uśmiech, "tortury" i ta "obojętność" na świat. Dziś pierwszy dzień świąt a ja siedzę sam w lesie. Mój entuzjazm oklapł. Powlokłem się ścieżką na skraj lasu.
- Wesołych świąt Jack. Co będziesz dziś robić?
Wtem zobaczyłem wiewiórkę.
- O obiadek!
Skradłem się za nią. Już miałem skoczyć, gdy ona schowała się do dziupli. Już było za późno, by się zatrzymać. I w ten sposób moja głowa utknęła w dziupli. Próbowałem się wydostać. Jednak mi nie wychodziło. Porządnie utknąłem. Nie dość, że sam w święta, to jeszcze z głową w dziupli. Za sobą usłyszałem śmiech. Nie widziałem kto to, ale miałem nadzieję, że Shad... W sumie nie wiem czy chciałem by to była ona. Bo to trochę upokarzająca sytuacja. O rany...
- Pomożesz mi? - spytałem z wnętrza dziupli.
Ktoś? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz