Westchnęłam z braku pomysłów. Moje wielkie "tsunami" myśli przerwał mi Jack.
- Więc co teraz? - Nie wiem. Z wodą nie ma co eksperymentować, bo niestety ty też ją lubisz... -pogrążyłam się w czeluściach swojej mózgownicy. Lecz i z tego miejsca ktoś musiał mnie wyrwać. Zobaczyłam, że po chodniku idzie hycel. Towarzyszący mi kot, nawet go nie spostrzegł. - Co dzisiaj jest? -zapytałam z pośpiechem. - Wtorek, a co?- zdziwił się. - To dlatego tam jest hycel.- wskazałam łapą na mężczyzne, który właśnie nas zauważył. Hycel zmieżał w pośpiechu ku nam. - Chodźmy! -powiedział Jack. - Wiem gdzie możemy iść. Tam nas nie znajdzie.- uśmiechnęłam się. -Gdzie? -Chodź za mną.- odpowiedziałam i pobiegłam co jakiś czas zerkając czy Jack biegnie, i czy hycel dalej siedzi nam na ogonie. Biegliśmy krętymi, leśnymi ścieżkami, a pogoń powoli odpuszczała. Dotarliśmy do mojej zacnej kryjówki czyli porzuconej szopy. - To tutaj!- powiedziałam otwierając "tajne" przejście (odsunęłam sztachetkę, która nie była do końca przybita). Jack rozglądał się po pomieszczeniu. - Zaczekaj tu. Ja zaraz wrócę.- wyszłam nie czekając na odpowiedź. Poszłam na opuszczoną działkę. Na posesji znajdowało się oczko wodne. Po kilkunastu próbach złowiłam dwie ryby. Potem powróciłam do szopy. Ryby zapakowałam do papierowej torby, która zaczepiła się o gałązki krzaka rosnącego obok oczka. Wparowałam do szopy i zobaczyłam, że Jack grzecznie mnie posłuchał i pozostał na miejscu. -Chodź, pokażę ci coś- powiedział tajemniczo. Poszłam za nim. Szopa składała się z dwóch pomieszczeń. Kot zaprowadził mnie do drugiego z nich i wskazał na kąt, w którym stały gałązki świerku imitujące choinkę. Były one w starej donicy znalezionej w szopie. Ustrojona była łańcuchami z gazet i steropianowymi bombkami także znalezionymi w jednym z pomieszczeń. - I jak?- zapytał dumny jak paw. - Robi wrażenie. -powiedziałam z uśmiechem. - Chodź- mruknęłam i poszłam do sąsiedniego pokoju. Po drodze zerknęłam do okna. Było już ciemno i pierwsza gwiazda rozświetliła niebo. Nim Jack mnie dogonił na kawałku starego pieńka położyłam deskę. I tak powstał prowizoryczny stół. Kocur spojrzał zaskoczony na moje dzieło gdy położyłam na "stół" dwa spodki od doniczek. Następnie wyciągnęłam ryby. - I jak?- dopytywałam go. - "Robi wrażenie."- zaśmiał się. - He he. A ty znowu powtarzasz. Proszę oto Kolacja Wigilijna. -Karpia nie było?- zaczął mnie przedrzeźniać. - Nie. Zatkaj się tym śledziem.- odpyskłam. <Jack? WESOŁYCH ŚWIĄT!!! Oraz tańczącej choinki i karpia DJ-a! Życzę wszystkim bez wyjątku :3> |
||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz